poniedziałek, 31 marca 2014

Wyznania młodej mamy / kaszka vs cycuś 0:1

Troszkę parę osób zalazło mi ostatnio za skórę. Dlatego piszę"wyznania młodej mamy":

Nie jestem księżniczką zamkniętą w wieży - nie trzeba mnie ratować. Od siedzenia w domu nie dzieje mi się żadna krzywda. Uwielbiam spędzać czas z moim synkiem. No i swoją drogą - nigdy nie nudzę się w swoim towarzystwie :)

A to że nie czuje potrzeby zostawiania dziecka z kimś innym i wyjścia z domu nie jest wynikiem depresji poporodowej czy jakiejkolwiek innej. Po prostu nie chcę wyjść bez Niego. A z Nim nie zawsze i nie wszędzie mogę wyjść - więc nie wychodzę. I nie mam z tym żadnego problemu.

Zdrowie mojego Synka jest dla mnie najważniejsze, także chęć spotkania się z ludźmi, wyjścia z domu lub czegokolwiek nie będzie silniejsza od chęci zapewnienia dziecku bezpieczeństwa. I nikt nie powinien mieć mi tego za złe.

Jestem mamą kwoką i dobrze mi z tym. Tak, a nie inaczej wychowuje swoje dziecko i tak, a nie inaczej się nim opiekuje. Jeżeli komuś to się nie podoba, to niech zostawi to dla siebie, bo dyskusje nie mają najmniejszego sensu.

Nie jestem w stanie dać 100% zapewnienia że gdzieś będę (lub nie będę) bo wszystko się może zdarzyć... Na wszystko spojrzę przez pryzmat zdrowia i bezpieczeństwa dziecka.

"Dobrych rad" nie potrzebuje, dyktatury nie uznaje. Chętnie porozmawiam na luzie. Jestem osobą myślącą, także najcenniejsze rady i pomysły jestem w stanie sama wyciągnąć z rozmowy.

 ...


A tak wyglądało wczorajsze jedzenie kaszki z glutenem (przyrządzonej na moim mleku):


Kaszka zjedzona, ale wcale nie ze smakiem...
Wczoraj to jeszcze jakoś poszło - był tatuś, były błyski flesza ;)
Ale dzisiaj...? Pod koniec wypluwał i robił zabawną minę jasno dającą do zrozumienia, że "bleh".
Była to kaszka Nestle 8 zbóż.
Może jednak Bobowita manna tradycyjna byłaby lepsza?
 Z tym że na mleku modyfikowanym
Co myślicie?

Mlekiem z kaszką Jaruś się nie najadł (mimo że dodałam 100 ml mleka), także dałam mu jeszcze bufet.
Nie marudził, jadł grzecznie i chętnie, czyli to nie przez gazy czy cokolwiek innego się wykrzywiał.
No to jak na razie Kaszka vs Cycuś 0:1

piątek, 28 marca 2014

Gluten

Na początek troszkę informacji ogólnych. W dużym skrócie, bo albo już dobrze wiecie o co chodzi z glutenem, albo łatwo znajdziecie w Internecie potrzebne informacje.

Gluten wprowadza się w celu uniknięcia reakcji alergicznej na białka zbóż (czyli celiakii).
Jest to tzw. ekpozycja na gluten czyli wprowadzanie minimalnych ilości glutenu.
Są to 2-3 g glutenu dziennie czyli ok łyżeczka* np. kaszy manny (lub innej kaszki zawierającej to białko) dodane do jednego posiłku.

* W niektórych źródłach podaje się, że pół łyżeczki, w innych że jest to 1,5 łyżeczki do herbaty, także myślę że jedna łyżeczka jako średnia będzie odpowiednim wyjściem z sytuacji.

Przy karmieniu piersią wprowadza się gluten na początku piątego miesiąca - należy podać kaszkę zawierającą gluten (gotową - zawierającą mleko modyfikowane) lub ugotować łyżeczkę manny w wodzie, następnie dodać do niej 100 ml odciągniętego mleka. Eskpozycja na gluten czyli podawanie 1 łyżeczki glutenu trwa nieprzerwanie przez dwa miesiące. Po tym czasie dziecko karmione piersią może otrzymywać posiłki zawierające gluten bez ograniczeń.
Przy karmieniu mlekiem modyfikowanym wprowadza się dopiero na początku szóstego miesiąca życia dziecka. Espozycja w tym przypadku dzieli się na trzy etapy. Najpierw podaje się 2-3 g produktu na 100 ml mleka lub innego posiłku (pamiętając że przy mm wcześniej rozszerza się dietę niż przy cycu). Po szóstym miesiącu (czyli po miesiącu podawaniu 2/3 g) zwiększa się ilość glutenu do 6 g na 100 ml posiłku (i jest to drugi etap). Następnie po 9 miesiącu życia gluten może być podawany bez ograniczeń.
Przy czym ekspozycja na gluten powinna trwać pełne 2 miesiące od chwili wprowadzenia.

Skąd te różnice między wprowadzaniem glutenu przy karmieniu piersią, a karmieniu mm?
 Dzieci karmione piersią są chronione przed reakcją alergiczną dzięki mleku mamy, także warto wprowadzić gluten w trakcie karmienia. Zakładając, że większość kobiet karmi dziecko do 6 miesiąca (ponieważ wraca do pracy lub z innego powodu) gluten należy wprowadzić w 4-tym, aby przez te dwa miesiące ekspozycji na białko zboża jakim jest gluten dziecko było chronione mlekiem mamy.
Łatwo się domyślić, że przy karmieniu mm czeka się do momentu aż organizm małego człowieczka będzie nieco bardziej odporny.
To nie są jakieś moje wymysły, tylko informacje potwierdzone badaniami.
Z TYM ŻE: niektóre badania nie są jednoznaczne lub schematy zostają zatwierdzone przedwcześnie, dlatego to kiedy Rodzic zamierza wprowadzić gluten należy do jego decyzji. Warto powoływać się na swoją intuicję oraz uważnie obserwować dziecko. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby trzymać się starego schematu rozszerzania diety dziecka i wprowadzić gluten dopiero po 10 miesiącem życia Malucha.


My wprowadzamy gluten od niedzieli (30 marca), czyli za dwa dni. Będzie to już 5 miesiąc, także w sam raz przy karmieniu piersią.

Co prawda mogłabym wprowadzać go trochę później, bo przy założeniu że zamierzam karmić ponad 6 miesięcy mogłabym wprowadzać gluten dopiero po 6 miesiącu, no ale jednak decyduję się na szybszą ekspozycje. W końcu nigdy nie wiadomo co mnie czeka. A że już sporo przeszłam przygód z karmieniem piersią, to kto wie co może się później przydarzyć? 
No i przecież zawsze w razie jakby działo się coś niepokojącego, to mogę przerwać podawanie glutenu i wrócić do niego po 10 miesiącu życia Lelka ;)

Zamierzam dodawać kaszkę mannę do mojego odciągniętego mleka.
Jestem na etapie poszukiwania kaszki która nie zawiera mleka modyfikowanego. Jak nie znajdę, to zostanę przy zwykłej kaszce mannie rozrabianej z wodą i dodawanej do mojego mleka.
No i kwestia sprzętu...


Miseczki i łyżeczki kupione i gotowe, także... do dzieła!!!!

Nie mogę się doczekać, bo to zawsze jakaś nowość. Początek przygody z rozszerzaniem diety.
A może macie jakieś rady odnośnie żywienia Malucha? :)

EDIT:
Zmiana planów... Chyba jednak skusimy się na gotową kaszkę. Z manną za dużo kombinacji, z resztą dziś była próba generalna z glutenem i Królewiczowi nie smakowało...

poniedziałek, 24 marca 2014

[*]

Siedzisz sobie wygodnie w domu.
Idziesz na rodzinny spacer.
Żyjesz swoim życiem
I wiesz, że gdzieś tam są Twoi znajomi.
Może nie masz z nimi stałego kontaktu.
Może nie jesteście aż tak blisko.
Ale wiesz, że gdy się spotkacie,
to będziecie sobie miło rozmawiać,
tak jakby tej przerwy nie było.

Może nie znacie się aż tak dobrze.
Pewnie dlatego, że myślisz że masz jeszcze czas na bliższe poznanie...

I nagle. Cios w twarz!
Dowiadujesz się o śmierci znajomej osoby.
Tak nagle.
A jeszcze niedawno oglądałaś zdjęcia tej osoby
z wymarzonych wczasów.

W jednej sekundzie znika Twój spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Smutek, żal i ból.
Bo jak to tak? Nagle? Znowu kogoś tracisz?

Czujesz się beznadziejnie i mimo wielkiego zmęczenia nie możesz w nocy spać.
Znów uświadamiasz sobie jak bardzo kruche jest życie.

Przypominasz sobie, że przecież 7 lat temu...  po pewnej stracie... obiecałaś sobie, że będziesz
doceniała życie, cieszyła się z małych rzeczy, troszczyła się o przyjaźń, pieczołowicie pielęgnowała znajomości, okazywała miłość osobom które kochasz i cieszyła się każdą chwilą spędzoną z drugą połówką.
...
I nagle wczorajsza sprzeczka nie ma znaczenia, ani sensu.
Brak nowego samochodu nie jest wielkim problemem.
Niewielkie mieszkanie jest najwspanialsze na świecie.

Bo tak na prawdę jesteście bardzo bogaci.
Macie siebie!

środa, 19 marca 2014

Niedosyt

Codziennie: daję miliard buziaków, głaszcze po główce, patrzę jak śpi, rozmawiam, wygłupiam się z Nim, śpiewam dla Niego, bawię się np. w zjadanie kolanek, wysyłam miliardy uśmiechów i łapię każdy jego uśmiech, wielbię każdy milimetr jego ciałka, uwielbiam jego zapach...

Codziennie chłonę każdy uśmiech i każde słówko, każde spojrzenie, sapniecie, a nawet pierd... ;)

I nada mi mało!!!! Cholernie mi mało!!! Chcę jeszcze, jeszcze, jeszcze!!! Ciągle czuje niedosyt, a jestem z Nim przecież 24 h/dobę.



...
I czasem sobie myślę że nie radzę sobie z tym jak bardzo go kocham... Nie zrozumcie mnie źle. Po prostu tak bardzo go kocham, że aż mnie to jakby przytłacza. Po prostu boję się... Boję się o Niego. Nie znoszę myśli że mogłaby mu się coś stać. 

środa, 12 marca 2014

Macie pozdrowienia :)

- "Wiesz? Nie obraź się, ale faktycznie wszystkie dzieci są takie same".
- "Wiesz? Nie obraź się, ale wcale nie. On jest najpiękniejszy na świecie!!!!" 
 (w sensie dla każdej mamy jej dziecko jest najładniejsze!)

Jedna z ostatnich rozmów z pewną osobą...


Nie denerwowałam się. Tylko odpowiedziałam co myślę.
Bo Ci którzy nie mają dzieci nie "rozumiejo". No nie rozumiejo, no! ;)
Sama przecież kiedyś taka byłam...
Nie zwracałam wielkiej uwagi na dzieci, kobiety w ciąży i młode mamy.
A teraz? Wszystko się zmieniło. Totalnie!
Ja się zmieniłam. I to baaardzo! I dobrze mi z tym! :)
...
Może kiedyś zrozumieją, gdy sami będą mieli dzieci...

Choć oczywiście są osoby które dzieci mieć nie powinny,
lecz nie zawsze o tym wiedzą... A szkoda.  Te osoby nie zrozumieją.

Są też tacy, którzy zdają sobie sprawę z tego że dzieci to nie dla nich i kupują sobie pieska...
I chwała im za to! I oni pewnie także nie zrozumieją.

Oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć o tych którzy bardzo mocno się starają.
Trzymam za te osoby baardzo mocno kciuki, życzę im z całego serca, aby ich starania się powiodły!
I oni zapewne rozumieją, skoro mają tak wspaniałe marzenie jak dziecko - choć może JESZCZE nie w pełnym stopniu, bo to co przyjdzie, ta eksplozja miłości na pewno ich jeszcze zaskoczy :)



PS. Pozdrowienia od Zenona :)




poniedziałek, 10 marca 2014

Poszczepiennie

Szczepienie przebiegło gładko.
Badanie, a podczas badania gadulstwo i uśmiechy :)
Później samo szczepienie - chwila płaczu ze łzami (mama na granicy płaczu).
Uspokoił się, uśmiechnął do Pani która mu podawała szczepionki.
Następnie znów płakał, ale to już ze zmęczenia.
Chwila moment i zasnął. Więc pojechaliśmy na zakupy do Rossmana i na rynek.
[Przeszliśmy już na pieluchy 4-ki, bo 3-ki za małe - siuśki i inne sprawy wydostawały się na zewnątrz].
Później do domku na cyca i znów ruszyliśmy w trasę bo pogoda piękna, mega ciepło.
Poznałam nową koleżankę - mamę miesięcznej Amelki. Fajnie! Będziemy chodzić razem na spacery!
Już wcześniej byłam w małym trzyosobowym gangu młodych mamusiek, ale między dzieciaczkami była duża różnica wieku, także ja mówiłam o kolkach i pierwszym uśmiechu, a one już o rozszerzonej diecie i początkach chodzenia...
Także cieszę się że mam koleżankę która ma córeczkę tylko dwa miesiące młodszą.
Nogi to mi po tych dwóch spacerach wchodzą... nie powiem gdzie.
A co do szczepionki - temperatura już troszkę idzie w górę, ale spokojna Wasza rozczochrana - mam czopki ;)

Abstrahując... 
Patrzę często na dzieci mijane na ulicach i nie mogę uwierzyć że nasz Jaruś też kiedyś będzie takim tuptakiem... Że będzie chodził, mówił... No nie mogę uwierzyć!!!

A teraz zatrzymajcie się na chwilkę... Włączcie głośniki.... I posłuchajcie... Warto.


piątek, 7 marca 2014

Mętlik... nie tylko w głowie / ku przestrodze rodziców!!!!

Zacznę od początku... samego początku.
Koszmar zaczął się w drugiej dobie życia Jarusia, gdy wykryto u niego żółtaczkę.
Naświetlanie którego Mały nienawidził, a bilirubina nie spadała.
Przeżyliśmy pierwszy koszmar szpitalny, o którym pisałam...
Po sugestii lekarza wyjście na żądanie. Intensywna obserwacja, częste badania.
Żółtaczka nadal była, więc dostaliśmy skierowanie do szpitala.
Ze szpitala nas odesłali bo poziom był wysoki, ale nie aż tak, dziecko zdowe, dobrze przybierające.
*

Lekarka rodzinna szukając przyczyny przedłużającej się żółtaczki nie znalazła nic poza bakterią w moczu.
Leluś dostał antybiotyk. Nadal bakteria. Drugi antybiotyk. Nadal bakteria. Skierowanie do szpitala.

Ze szpitala nas odesłali bo badanie ogólne moczu wyszło u nich dobrze. Zlecili badania kontrolne.
Po tygodniu znów ta cholerna bakteria w posiewie. Znów skierowanie do szpitala.
Tym razem nas zatrzymali, ale na przepustce bo się uparłam.
Zrobili badania, podali antybiotyk dożylnie. Ponowili badanie - bakterii brak. 
Poszliśmy do domu, ale z antybiotykiem doustnym na 10 dni.
W międzyczasie bilirubina miarowo spadała we własnym tempie.
Kontrolne badania i... znów bakteria w posiewie. I mętlik. Totalny mętlik w głowie.

No bo jak to tak? Cztery antybiotyki, w tym jeden dożylnie w szpitalu i bakteria nadal jest???
"Co robić? Co robić? Co robić?"
Teściowa mówi "Szpital! Niech się dowie ten co prowadził chorobę".
Na samo słowo szpital. I to konkretnie ten szpital zabolał mnie brzuch. Tak specyficznie. Jak zawsze. Stresowo.
"NIE!" - myślę sobie. Lekarz! Dobry lekarz! Z polecenia.
Dzwonię, pytam. Wizyta za 6 dni, prywatnie, za 120 zł.
"NIE!". Pamiętam że robi też wizyty domowe!
Szukam numeru, dzwonię, opowiadam z grubsza co i jak, odnoszę dobre wrażenie i mam dobre przeczucie. Umawiam na następny dzień wizytę za 150 zł - niewiele więcej niż za tułanie się daleko do prywatnej przychodni, załatwianie transportu itd. Z resztą nieważne - jak coś dla dziecka to cena nie gra roli!!!
...
No i był u nas. Lekarz. Szalenie mądry, mega doświadczony, a przy tym miły, ciepły, cierpliwy, nie spieszący się, zaabsorbowany, z podejściem do dzieci.
Rozmowa, przejrzenie wyników (wszystkie inne wyniki były w granicach norm, tylko ta powracająca bakteria...), badanie ogólne i werdykt.

JARUŚ JEST ZDROWY!    Z D R O W Y !!!!

To że biliubina nie spadała to zwykła fizjologiczna rzecz - tak bywa u dzieci karmionych piersią.
A mocz? Bakteria? Wszystkiemu winna była stulejka!!!!!
Wąska cewka zabrudzała nawet próbki pobierane cewnikiem. Pobierane z resztą przez młodego, niedoświadczonego lekarza (pracującego w szpitalu w którym mój Lekarz zakładał oddział nefrologii, ale z przyczyn niezależnych odszedł tak jak wielu wybitnych nefrologów na rzecz niedoświadczonego narybku).

Zagadka rozwiązana. Ja przeszczęśliwa. Ale... zostaje pewien niesmak - czyli... moje dziecko, mój kochany, zaledwie trzy miesięczny Synek dostał cztery antybiotyki bez powodu????
Jestem zła. Bardzo. I smutna.

Jak decyzja jednego gbura spowodowała wysiedlenie dobrych lekarzy i wprowadzenie kiepskiego, młodego substytutu dobrych lekarzy. Gbura poznałam w szpitalu podczas badania usg jamy brzusznej...
Pisałam o nim już wcześniej....
Przez decyzje tego zimnego jak lód patafiana mój syn dostał dwa antybiotyki bez takiej  potrzeby, miał wenflon, miał przeprowadzonych wiele badań, miał robione cewnikowanie - dwa razy (za każdym razem ryczałam razem z nim), jeździł dwa razy dziennie na zastrzyk co rozregulowało nam mocno rozkład dnia, a ja przeżyłam kolejny szpitalny koszmar za który płacę zdrowiem (stres to bardzo niszcząca rzecz) i prawie straciłam pokarm...
Nie mówię tego często, właściwie nigdy, ale tym razem... Oby spotkało go nieszczęście... I spotka. Jestem tego pewna!

A naszego nowego Lekarza wychwalam pod niebiosa.
Nie za to, że powiedział to co chciałam usłyszeć.
Tylko za to że rozwikłał zagadkę, wyjaśnił wszystko, w najdrobniejszych szczegółach.
No i powiedział to co serce Matki czuło. Synu zdrowy, tylko służba zdrowia do dupy.
Za trzy miesiące wizyta kontrolna. W międzyczasie jak coś, to mam dzwonić.
Już teraz zbieram listę pytań. Bo wiem że otrzymam poprawną mądrą, wyczerpującą odpowiedź z dokładnym wyjaśnieniem.

* W międzyczasie były takie atrakcje jak: kolki, ciągle powracające pleśniawki, ulewania, zanokcica...

Tak wygląda ZDROWY Jaruś i jego mata edukacyjna....




A w poniedziałek szczepienie. Mam na piśmie że dziecko jest zdrowe, nie ma przeciwwskazań. Także już się nie wymigamy... Trochę się boję... Jak Wasze pociechy znoszą szczepienia i okres poszczepienny???

środa, 5 marca 2014

Odkrycia kosmetyczne Wszechczasów

Dobra, może nie wszystkie są odkryciami wszechczasów, a ostatnich miesięcy, ale  zawsze

Dziś będzie trochę o kosmetykach.
O tych które się w moim przypadku świetnie sprawdziły.
Może znajdziecie coś dla siebie?

Olejek do włosów firmy Marion z olejkiem arganowym - zabezpieczam nim włosy, szczególnie końcówki przed czynnikami zewnętrznymi. Ok 10 zł, do zdobycia w małych sklepach drogeryjnych i osiedlowych.

Olejek Łopianowy Green Pharmacy (zawiera także olejek arganowy - który wiem że służy mojej czuprynie). Jest to olejek do wcierania w skórę głowy. Kosztuje ok 6 zł. Można go zdobyć w małych sklepach z kosmetykami.

Płyn micelarny firmy Bielenda do cery naczynkowej. Jestem nim wręcz oczarowana. Choć nadal jestem w fazie testów. Koszt to ok 13 zł. Znalazłam go w sklepiku zielarsko - kosmetycznym.

No i mój wieloletni ulubieniec do którego regularnie wracam, szczególnie w okresie zimy czyli Seni krem z 10% mocznikiem. Doskonale nawilża i wygładza. Ja stosuję go głównie na bardzo suche dłonie i stopy, ale można go stosować także na łokcie, kolana. Polecam szczególnie osobom które mają popękaną skórę na stopach. Cuuuudooo za grosze. Kosztuje w aptekach ok 12 zł. Kiedyś z tego co pamiętam był jeszcze tańszy....




Mój ulubieniec ever. Olejek arganowy do ciała z Yves Rocher. Uwielbiam!!! Kiedyś stosowałam go do ciała, ale jakiś czas temu zmyłam nim makijaż i się zakochałam!!!! Niewielka ilość produktu zmywa makijaż baaardzo dokładnie i to w parę sekund. Także istne cacuszko dla młodej mamy ;) A przy tym nie zostawia filmu, nie natłuszcza nadmiernie buzi, pięknie pachnie, ma dobry skład. Kosztuje ok 32 zł w regularnej sprzedaży, ale warto polować na promocje.

Maska odbudowująca Reperation z Yves Rocher. Zawiera masło karite i olej jojoba. Bez silikonów, parabenów, składniki pochodzenia naturalnego. Jest wydajna i bardzo... treściwa? Kosztuje 29,90 zł, ale ja kupuje ją zawsze z kuponem rabatowym.

Yves Rocher.... znowu ;) Olejek odbudowujący do włosów z olejkami: jojoba, macadamia, babassu - bardzo gęsty, słodko pachnący olejek do pielęgnacji włosów. Nadaje się do olejowania włosów lub jako zabezpieczenie przed zabiegami stylizacyjnymi i innymi czynnikami zewnętrznymi. Lubię go choć jak dla mnie ma zbyt ciężką konsystencję.
Alterra - peeling papaja i kokos. No peeling to nie jest - nie ma działania złuszczającego, ale sprawdza się jako żel pod prysznic o zapachu pina colady, mmmmm :) Naturalny skład, jak to Alterra, dobra cena kilkanaście złotych, no i ten zapaaaach! Polecam! Dostępny w Rossmanie.

Playboy Play it sexy dezodorant w sprayu - nie żeby jakoś chronił przed potem, ale po prostu lubię dwa zapachy z playboya - ten i jeszcze ten czarny. Perfum bym nie kupiła, ale dezodprant, czemu nie? (Przepraszam Cię warstwo ozonowa!!!!). Dostępny w drogeriach za ok 13 zł.

Mój kosmetyk wszech czasów. Bronzer do ciała (samoopalacz jak kto woli) w sprayu firmy Sephora. Cuuuudooo! Rozpyla się go jako mgiełkę na całe ciało lub wybrane partie, trzymając w odległości ok 30 cm. Łatwy w użyciu, piękny naturalny, błyskawiczny efekt bez konieczności niszczenia skóry na słońcu czy na solarium. Jedynie ta cena.... 45 zł. No ale zdarzają się promocje.

Teraz pytanie do Was...
Czy chcecie takie kosmetyczne wpisy na blogu? Może nie koniecznie takie_takie, po postu ogólnie rzecz biorąc wpisy kosmetyczne... A może założyć oddzielnego bloga z recenzjami, poradami, trikami, a może i w przyszłości filmikami instruktażowymi i innymi? Co o tym myślicie?

PS. Znam się na makijażach, na paznokciach, na pielęgnacji ciała, ale włosy... Włosy to moja pięta Achillesowa. Ale się uczę... Polecam Wam blogi włosomaniaczek: Anwen oraz Blondhaircare. Otworzyły mi oczy, naprowadziły, reszta to zasługa prób i błędów i... moje włosy na prawdę mi się odwdzięczyły!!!

niedziela, 2 marca 2014

Mama też kobieta

Wczoraj zrobiłam sobie "dzień Urodowy".
Tak jak pisałam kiedyś TU, tak też staram się robić.
Od czasu do czasu przeznaczam parę chwil na swoje przyjemności oraz
staram się znaleźć trochę czasu na to aby zadbać o siebie.
Nie jest to łatwe ale przy odpowiedniej organizacji czasu da radę - chociażby na raty ;)

Tak też wczoraj:
- zażelowałam sobie paznokcie u stóp (french), czyli przez ok miesiąc mogę cieszyć się pięknymi paznokciami bez zmartwień (ależ to poprawia samopoczucie!!!)
- Zrobiłam sobie stopy czyli ogarnęłam ich stan ogólny
- Wzięłam długą relaksującą kąpiel
- Po kąpieli użyłam samoopolacza w sprayu więc już aż tak nie straszę bladością (oczywiście piersi zasłoniłam, w końcu karmię)
- Poświęciłam swoim włosom trochę więcej czasu i uwagi - nałożyłam odżywkę, następnie olej - zostawiłam na dwie godziny, po czym umyłam, odżywiłam i ułożyłam. Odwdzięczyły się....
- Pomalowałam paznokcie u rąk kolorowym lakierem (po raz pierwszy od listopada)

Także mogę napisać że trzymam się planu. A jak jest u Was? Robicie sobie czasem takie domowe SPA?

A to nasze wspólne zdjęcia jakie ostatnio tatuś nam zrobił. Bo to było niesprawiedliwe że najwięcej czasu Mińciowi poświęcam, zawsze jestem przy nim, a mam z nim najmniej zdjęć... Na zdjęciach ja ciągle gdzieś z boku, ciągle gdzieś w cieniu i w tle. Koniec z tym!


TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKA zakochana mama....


sobota, 1 marca 2014

3 miesiące

Dziś Mińciu kończy 3 miesiące :-)
Dzisiaj też zauważyłam (bo kiedy dziecko tak na prawdę posiadło daną umiejętność to pewności mieć nie możemy), że zaczął chwytać przedmioty. Chwycił żyrafkę przytwierdzoną do tacki od huśtawki :) Widać że raczej będzie praworęczny ;)
Mama taaaaaaaaaaka dumna i szczęśliwa!!!!




AAAAAAAAAA jak ja ten pyszczek kochaaaaaaaaaam!!!!!!!!